poniedziałek, 24 września 2012

Tylko zimno i pada, zimno i pada

Zmarzłam. Jakoś nie przyszło mi do głowy, że o ósmej rano jest tylko sześć stopni. Więc mokasyny na gołe stopy, spodnie do połowy łydki i lekki sweterek to jednak nie był najlepszy pomysł. I tak chowam dłonie po kieszeniach, w myślach retrospektywnie uciekam na rozgrzany piasek lub do nieodległych wspomnień ciepła prążkowanej kołdry. I herbata... herbata rumiankowa w dużym kubku. A ten strach, nerw który trzyma (bo trzyma mnie, matkę-histeryczkę) od początku września bardziej ziębi niż grzeje...
Za to z włosami lepiej. Suszę, tu i ówdzie pianką przyklepuję albo stroszę i gotowe. I nieśmiało przyznaję, że nawet wyglądam. Na okoliczność odsłoniętych uszu muszę kupić nowe kolczyki. Najlepiej dużo, dużo par.
Nie. Nie wszystko jest piękne, cudowne i lekkie. Pan „kontestuję/protestuję/oponuję” w weekend tak bardzo dał mi się we znaki, że z ulgą pognałam do pracy, aby odpocząć od walki o włożenie czapki, butów, umycie zębów czy przykrycie się kołdrą. Odpocząć od walki o wszystko, odpocząć od wszechobecnego „nie”, które chyba już z automatu pojawia się jako odpowiedź na wszystko. Po weekendzie czuję się niewydolna wychowawczo. Po prostu. Aczkolwiek śliczne obrazki w sepii mówią coś zupełnie innego. Ale to tylko obrazki. Jakieś wspomnienia gromadzić muszę...

Cudna Imany w głośnikach.
Zdjęciowe porządki na dysku.
I marzenie o spacerze, długim spacerze.

[piosenka z gatunku tych, których nie wolno włączać, kiedy jest smutno
a ja włączyłam...
]


1 komentarz: