czwartek, 30 sierpnia 2012

[stuku stuk]

Od dwóch dni ja i dziecko przerabiamy temat adaptacji przedszkolnej.
Jeśli celem adaptacji miało być uspokojenie mnie, że moje dziecko będzie przez siedem godzin/pięć dni w tygodniu radosne, szczęśliwe, zaopiekowane – to wiem tylko, że będzie zaopiekowane, bo i przedszkole, i personel sprawiają fantastyczne wrażenie. Jeśli miało utwierdzić dziecko w przekonaniu, że będzie w fajnym miejscu, gdzie czas wypełniony jest zabawą to średnio udało się. Bo w fajnym miejscu trzeba też sprzątać, trzeba bawić się w kółeczku, śpiewać piosenki, stawać w rządku, rozmawiać z obcymi i rysować. Dla mojego dziecka to koszmar. A jeszcze nie wie, że w tym miejscu zjeść musi trzy posiłki, położyć się spać... No i zdecydowanie nie przyjmuje do wiadomości, że od poniedziałku nie będzie przy nim mamy. Jestem w rozsypce. Próbuję uwierzyć, że takie maluchy są na to wszystko gotowe...

Na niczym nie potrafię się skupić. A za kilkanaście minut mam spotkanie z bankową panią od leasingu. Zapewne będzie zastanawiać się, jak taka rozkojarzona, znerwicowana i  sprawiająca wrażenie mocno stukniętej osoba może w ogóle prowadzić działalność gospodarczą.
Zresztą... sama się nad tym zastanawiam.

[urokliwa piosenka wagi piórkowej,
w opozycji do mojego nastroju
w opozycji do całej mnie]

 

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Je suis venu te dire que je m'en vais

Poddałam się.
Wokół wszyscy mówią o końcu lata, na polach zwinięte baloty słomy, na kominach puste bocianie gniazda. Po drodze mijane wozy kolorowe i przydrożne tablice kierujące na dożynki. To i ja poddałam się i pożegnałam lato. W cudownej atmosferze, przy pięknej pogodzie, z winem białym i chłodnym, z pysznościami serwowanymi na stół, z kawą i sernikiem. Wśród rozmów, śmiechu, ośmiu par wszechobecnych, tupiących dziecięcych nóżek. Tarzanie w trawie, fikołki, przewrotki, turniej piłki nożnej, piłki wszelakiej, rzuty do kosza i huśtanie się na linie. A to wszystko w moim ulubionym domu na wzgórzu, domu pięknym i wielkim. Zobaczyłam pewnego zimowego poranka i zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Uwielbiam zmiany pór roku na wsi, dokonujące się wraz z nimi zmiany barw okolicznych pagórków, inne zapachy, dźwięki. Żałuję tylko że ta konkretna wieś jest tak daleko od mojego miasta, że trudno tak po drodze wpaść na popołudniową kawę.
Wieczorny powrót do domu, sierpniowe niebo po pogodnym dniu, jeden z moich ulubionych spektakli. Opieram głowę o szybę, patrzę, zapamiętuję i wiem, że to jedna z tych chwil, których nie zamieniłabym na żadne inne. W domu czeka stęskniony pies, głodne koty. Lubię tę chwilę, kiedy wszystkie wybiegają na powitanie, dopraszają o napełnienie misek, o głaski, tarmoszenia i spacer.
Otulam ramiona szalem, idę klonową aleją, pod butami jeszcze nie szeleszczą liście.
Między palcami plotą się już pierwsze nitki babiego lata.

[nie umiem zdecydować się, czy wolę tę stonowaną, męską wersję Serge'a, czy nieco histeryczną, chłopięcą wersję Rufusa, ale obie sprawiają, że mocno wtulam się w oparcie fotela i wpatruję w drzwi... to idealna piosenka, kiedy czekam, kiedy nie czekam też brzmi dobrze, budzi tęsknotę za tą przedziwną udręką czekania]

środa, 22 sierpnia 2012

Pół żartem, pół serio

Jakie to typowe!
Umówiłam się na mały tuning mojej nowej fryzury. Doszłam do wniosku, że jakieś fikuśne i frymuśne kosmyki koło uszu i za uszami jednak mnie denerwują. I swoją niekompatybilnością i nieprzewidywalnością utrudniają życie. Trzeb obciąć, wyrównać, uładzić i możliwie zbliżyć do mojego staromodnego ideału czyli fryzury na pazia. I jaka niespodzianka! Dziś, po raz pierwszy od dwóch tygodni, moje włosy nie przybrały kształtu hełmofonu Grigorija Saakaszwili, nawet nie przypominają fryzury Liama Gallaghera, chociaż ostatnio wykazywały taką nieszczęsną, abnegacką tendencję.
No i dylemat – tuningować czy dać im jeszcze szansę?

Podpisałam Bardzo Ważną Umowę firmową. Ściskam ją w ręku niczym kamyk zielony, niczym przepustkę do do świetlanej przyszłości. Obwąchałam, przez lupę obejrzałam podpisy dyrektorów i prezesów, pogłaskałam zaklinając dobrym słowem. W dni parzyste jestem optymistką, wierzę że to był dobry krok. Pouśmiecham się do umowy, pouśmiecham na zapas, wszak jutro dzień nieparzysty więc będąc pesymistką na umowę spojrzę jak na cyrograf ze złem koniecznym...

[naprawdę szesnaście lat ma się tylko raz w życiu, naprawdę!?]

wtorek, 21 sierpnia 2012

Pokrętnie czyli ani śladu Laury Brown

Od ilu lat listy/blogi/smsy/słowa wszelakie moje podpisuję jako eM.?
Nie pamiętam. Od zawsze liczonego jako dwanaście lat..? Może wcześniej...
Lubię tak o sobie myśleć. Lubię, kiedy adresaci piszą do mnie jak do eM.
Kiedy jestem dla nich eM.
Taki drobiazg...
Podpisuję. Odruchowo. Bo jak podpisać? Imieniem... eee... nie...
I dopiero dziś, przed chwilą, czytając w liście sprzed kliku tygodni "och, eM." przypomniałam sobie. Że to lubię. Że od dawna tak podpisuję. Odruchowo. Ale nie dziś... nie wczoraj... nie w tym sierpniu.
W tym sierpniu czuję się jak eM. Świadomie. Prawdziwie.
Jestem eM. Dziś bardzo. I aż boję się pomyśleć, że ten stan minie...
[a sten ten jest solidnie zdefiniowany - po prostu czuję się kompletna]

Więc póki co...
[jak ognia unikam stwierdzenia, że to bardzo dobry sierpień:)
jedna z moich ulubionych piosenek sierpniowych]

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Czego nie zrobi Adam Słodowy

Znów na przekór chronologii. Ale nieistotna chronologia – ważne są wspomnienia.

W niedzielę przebrałam się za kobietę.
Wąska, czarna spódnica, akurat za kolano – od miesięcy kurzyła się w szafie, od miesięcy czekała na swój dzień. I szpilki beżowe. I bluzka w morskim kolorze, podkreślająca linię ramion, i coś czego nawet Adam Słodowy nie potrafi – robiąca z niczego talię.
Wokół szyi i nadgarstków letni i lekki Versace Versense.
I nagle... w lustrze widzę kogoś, kto mi się podoba.
Cztery godziny później, w tych samych szpilkach, które dodają mi dziewięciu centymetrów wzrostu, w otoczeniu szarańczy z przedziału wiekowego 2-12 lat gram w piłkę nożną, a skuteczność strzałów oddanych w światło bramki mam taką, że trener Fornalik bez chwili wahania powinien obuć naszą reprezentację w czółenka z Venezii.
Tja... eMadame... Ale za to jaka piękna niedziela!

Dawno nie czułam się z sobą tak dobrze.
Może to nieistotne, może to tylko nogi, biodra, kreska na powiekach i cień różu na policzkach, ale o ile bliżej do samoakceptacji. Bo ja mam bardzo dobre życie. Tylko z sobą nie umiem się poukładać. Wciąż miewam dni, tygodnie, kiedy najchętniej wystawiłabym siebie za drzwi.

Ale... skoro od dawna nie czułam się z sobą tak dobrze, skoro frunę, śmieję się i znów z lubością mrużę oczy kochając prawie cały świat, to... po raz pierwszy od lat (!) przyszłam do pracy w spódnicy. I ach! I och! Bo wiatr wspina się po opalonych łydkach, a miękki materiał zawija się wokół ud. Lubię to!

[oczywiście...!]

środa, 15 sierpnia 2012

Poczta – telegraf – telefon - czyli połowa sierpnia

Urlop. Morze. Upał. Pusta plaża. Ciepły piasek. Fale. Opalenizna. Lampion szczęścia w intencji zacnej. I mandat z metropolii Szczecinek, nie można przecież żyć samym miodem.
Fryzjer. Krótkie włosy. Oswajanie lustra. Niekończąca się opowieść. Westchnienie. Coraz bardziej problematycznym staje się oswajanie oczywistego faktu upływu czasu.
Lotnisko. Dot. Uściski. Rozmowy. Uśmiech. Jej uśmiech przecudny, przeszczęśliwy.
"Czekolada Cafe". Lody piernikowe. Lody makowe. Lody cynamonowe. Znam je wszystkie. Nowe, coraz bardziej jesienne, horyzonty smaku.
I wino greckie – jak zwykle w sierpniu – już zachomikowane na ostatnie dni lata.
Złote sierpnia pokoje... krągłe kiście jarzębiny, zielone kulki na kasztanowcach, jak to - już? Tak szybko?
W głowie słowa z Poświatowskiej. Nie, jeszcze nie jest mi zimno. Ale jak zwykle obawiam się tych moich jesiennych smutków.

[muzycznie - z porannej Trójki inspiracja
najwyraźniej bardzo inspirująca, bo kupiłam całą płytę]

wtorek, 14 sierpnia 2012

Nowy dom dla słów

Blog.pl był przez dziesięć lat domem dla moich słów. Po wprowadzeniu zmian nie mogłam, nie umiałam i nie chciałam tam zostać. Smutno mi. Ale to tylko przeprowadzka. Będzie mi brak dostępu do tamtego archiwum. Niby mam je skopiowane na dysk, ale... to jednak coś innego. Brak tej ciągłości, brak historii. Luka w pamięci. Ech... w końcu to nadal TYLKO słowa. 
Dziesięciu lat potrzebowałam, aby to zrozumieć. 
Oporny egzemplarz;)

[muzycznie? dziś utwór z pierwszej płyty o jakiej napisałam na starym blogu.
nawet w pierwszej notce...]