poniedziałek, 1 października 2012

Gdzieś między sercem ciepłym i chłodnym

Wrzesień już za mną?
To dobrze. To był miesiąc rozczarowań. I walki z infekcjami. Męczący.
I miesiąc, w którym rozżalenie dominowało nad wszystkim. 
Nad radością, wdzięcznością, zachwytem, życioholizmem.
Obawiam się, że to rozżalenie pielęgnować będę także i w październiku.
Rozżalenie przykrywa wszystko. 
Pozostawia blade, nikłe cienie tego, co tak naprawdę jest najważniejsze.
Ja to wiem. Naprawdę wiem. A jednak... A może właśnie dlatego...
Dopadło mnie mentalne rozmemłanie. Słowa się nie składają. Ja się nie składam.
Na moim dzisiejszym nastroju cieniem kładzie się „nie lubię poniedziałku”.
Niby fakt niezaprzeczalny, że poniedziałku zostało tylko 14 godzin.
Problem w tym, że wtorku też chyba nie polubię.

Łzawo. Tęsknie. Żałośnie.
Potrzebuję morza, drogi, świętego spokoju.
A tak, prawda. Ja zawsze potrzebuje boleśnie mało, a mimo to – boleśnie niemożliwie.

[w takich dźwiękach zakochuję się od pierwszego zachwytu
upycham je po kieszeniach, niech mi grają w te jesienne dni
nawet jeśli grają tak łzawo ]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz