czwartek, 30 sierpnia 2012

[stuku stuk]

Od dwóch dni ja i dziecko przerabiamy temat adaptacji przedszkolnej.
Jeśli celem adaptacji miało być uspokojenie mnie, że moje dziecko będzie przez siedem godzin/pięć dni w tygodniu radosne, szczęśliwe, zaopiekowane – to wiem tylko, że będzie zaopiekowane, bo i przedszkole, i personel sprawiają fantastyczne wrażenie. Jeśli miało utwierdzić dziecko w przekonaniu, że będzie w fajnym miejscu, gdzie czas wypełniony jest zabawą to średnio udało się. Bo w fajnym miejscu trzeba też sprzątać, trzeba bawić się w kółeczku, śpiewać piosenki, stawać w rządku, rozmawiać z obcymi i rysować. Dla mojego dziecka to koszmar. A jeszcze nie wie, że w tym miejscu zjeść musi trzy posiłki, położyć się spać... No i zdecydowanie nie przyjmuje do wiadomości, że od poniedziałku nie będzie przy nim mamy. Jestem w rozsypce. Próbuję uwierzyć, że takie maluchy są na to wszystko gotowe...

Na niczym nie potrafię się skupić. A za kilkanaście minut mam spotkanie z bankową panią od leasingu. Zapewne będzie zastanawiać się, jak taka rozkojarzona, znerwicowana i  sprawiająca wrażenie mocno stukniętej osoba może w ogóle prowadzić działalność gospodarczą.
Zresztą... sama się nad tym zastanawiam.

[urokliwa piosenka wagi piórkowej,
w opozycji do mojego nastroju
w opozycji do całej mnie]

 

4 komentarze:

  1. Ty, mama, nie panikuj... Syn sobie poradzi :)))
    Dzieci na szczęście zawsze sobie radzą, to tylko nam rodzicom, ciągle wydaje się, ze są "jeszcze za małe i nieprzygotowane"
    Roman z Gdańska

    OdpowiedzUsuń
  2. eM, nie boj sie. Ja wylam cale dwa tygodnie - jakby mnie ze skory obdzierali. (mialam 3 lata) a potem to nie chcialam do domu wracac...
    Bedzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam kciuki, żeby było dobrze. I Tobie i Gabrysiowi. :*
    W wersji mini, zaczynam powoli myśleć o tym samym i jedno wiem na pewno, bo Maks mi nie powie, co czuje na myśl o zmianach: JA nie jestem gotowa.

    OdpowiedzUsuń